Madera 2016
Trójkątne domki

Portugalia – Madera – Santana
24.09.2016
4 145 km
Do Santana prowadzi długaśny tunel. Ileż to pracy musiało kosztować, żeby porobić te wszystkie tunele i lewady!
Dopisek z jesieni: te spadające na drogi kamloty ze skał, przed którymi ostrzegają znaki na każdym kroku, to wcale nie mit, widziałam na szczęście tylko na fotce z listopada – właśnie przed jednym z tuneli prowadzących z Ponta Delgada do Santana… tak naspadały, że przejechać by się nie dało…
Koniec dopisku ;)
Do parku nie chcemy wchodzić, zresztą pusto tu jakoś, nie wiadomo, czy w ogóle otwarte (wstęp 6 euro, Parque Temático da Madeira).
W parku ponoć siedzą ludzie i wytwarzają na naszych oczach miejscowe wyroby. Ja się akurat do takich miejsc nieco zniechęciłam, na pewno niesłusznie, w Dobricz.
No ale skoro na parkingu zero autokarów, to kto wie, czy tam w środku w ogóle coś się dzieje?
Chcemy zobaczyć trójkątne domki, które są w samym centrum, przy ratuszu. Ludzi tu pełno i ciężko zrobić jakieś sensowne fotki bez nich (znaczy bez ludzi, nie domków ;) ).
Domki zaczęto budować w piętnastym wieku jako schronienia dla pierwszych osadników. Na pięterku był składzik na zapasy, na dole dwa pokoiki. Kuchni nie było, bo… gotowało się na dworze. Domki są małe, kolorowe i miłe, takie sympatyczne bym powiedziała :) Aż by się chciało mieć taki domek dla siebie ;) Jako składzik na narzędzia na przykład :)
Jedyna ich wada to konieczność wymiany słomianego dachu co cztery – pięć lat. A gdyby tak zlecić zrobienie takiego dachu polskiemu strzecharzowi? Może wytrzymałby dłużej?

W domkach są sklepiki z różnościami, w jednym z upominkami, w innym z alkoholami i jedzeniem, w kolejnym z kwiatkami i cebulkami, które można wziąć do domu i spróbować wyhodować, w jeszcze innym poczta (zamknięta) czy haftowane serwetki i ciuchy.
Fajnie, że można do nich wejść bez problemu, choć oczywiście nic tam ciekawego nie ma ;)
Te domki to jedna z wizytówek Madery, pojawiają się na kubkach, miseczkach, a sklepów z pamiątkami też jest tu sporo. Choć na ile są one oryginalne, to ciężko powiedzieć (domki znaczy się, bo wśród pamiątek wiele jest made in china, niestety. ja, wśród tego całego natłoku przedmiotów, znalazłam sobie ręcznie malowaną miseczkę, z domkiem oczywiście ;) ).

Idę kawałek na górę, żeby uciec od tłumu i poszukać trójkątnych domków 'w naturze’, bo ponoć też takie tu są. Znalazłam trzy :) Jeden u kogoś w ogródku i ten chyba jest najładniejszy. Drugi przy drodze, a przed domkiem, częściowo zajmując jeden pas drogi, suszą się ziarna kukurydzy :) Trzeci jeszcze wyżej, pusty.
Dookoła jest ładnie i zielono. Na głównym placu ma być wifi, ale dziewczynom nie udało się złapać.

Siadamy w kawiarni, bo dziewczyny wyczaiły musy – czekoladowe i z marakuji. Ten drugi jest pycha, o wiele lepszy niż ten w Sao Vicente.
Tylko z ceną jest zamotka. W menu jak byk jest napisane, że pudding kosztuje trzy euro, pani nam mówi, że 3,50. Gdy pokazuję jej menu, to pani coś ściemnia o sałatce owocowej, a jak nie daję się nabrać, to mówi, że to menu jest już nieaktualne. A leży ich pełno przy wejściu, hehehe.
Fakt, pół euro to niewiele, ale nie lubię być okłamywana i robiona w jajo w taki bezczelny sposób… więc kawiarni na rogu nie polecam ;)


Więcej zdjęć z Madery znajdziecie tu:
