Madera 2016
W poszukiwaniu kolacji

Portugalia – Madera – Camacha
22.09.2016
4 048 km
Do Camacha dróżka wije się i wije, czasem naprawdę bardzo stromo, tak, że nie jestem pewna, czy auto wyrobi. Jakoś wyrabia.
Jedziemy przez Santo Antonio da Serra. To mniejsze górskie miasteczko, ciche i spokojne, z miejscem na targ, teraz już pusty oczywiście. Dziewczyny nie chcą wysiadać i znów mi żal, bo chętnie bym tu trochę pospacerowała wchłaniając ciszę i spokój…
Wjeżdżamy w chmurę, która już od rana się tu czai i jest zdecydowanie zimniej, brrr.

O Camacha pisze się, że jest kulinarną stolicą wyspy (tak pisze przewodnik). Dziewczyny głodne, ja też już powoli odczuwam głód, więc właściwie jesteśmy tu, żeby się najeść. Duża restauracja, gdzie jest wszystko nie pasuje, z powodu cen. Jest tu trochę barów, ale jakoś a to śmierdzi, a to nie wiadomo co, więc w końcu humory siadają, a nastrój udziela się i mi, bo zamiast zwiedzać, to my łazimy i szukamy wiatru w polu.
W sumie, gdyby nie ta chmura, to pewnie wyglądałoby tu lepiej, bo jest zieleń i duży plac i kościółek, a właściwie kaplica. W słoneczny dzień na pewno są stąd ładne widoki.
Jest tu też duży sklep z pamiątkami, ale w sumie nic ciekawego, a ceny wyższe, niż np. w Machico. W goóle jeśli chodzi o pamiątki, to nie wszędzie jest wszystko to samo, więc jeśli widzicie coś ciekawego, to warto od razu się decydować.
Camacha słynie też z wyrobów wikliniarskich (ponoć jest muzuem). Ja naprawdę jestem ciekawa, jak ci turyści zabierają z sobą te wyroby? Do bagażu w samolocie raczej nijak się nie zmieści, chyba, że statkiem? Jak by ktoś chciał, to może kupić sanie do zjeżdżania z Monte ;) A tak naprawdę to u nas można kupić równie piękne i tak samo przeróżne wyroby z wikliny.
Więc w końcu wracamy do Funchal, głodne i zniechęcone ;)


Więcej zdjęć z Madery znajdziecie tu:
