La Palma i Teneryfa z Belgią po drodze 2016
Spełniam marzenia!

La Palma -Roque de los Muchachos
22.01.2016
4 261 km
Dziś nie mam ochoty zrywać się wcześnie rano. Wychodzę o dziewiątej. Tu też słońce wschodzi dopiero o ósmej, ale za to zachodzi dopiero po wpół siódmej. A dzień i tak jest za krótki! :)
Dziś w planie coś, co było moim (jako astronoma) marzeniem od bardzo bardzo bardzo dawna – odkąd tylko przeczytałam, że takie miejsce istnieje. Czyli Observatorio del Roque de los Muchachos, czyli Obserwatorium Astronomiczne na La Palmie. Miejsce na szczycie Roque de los Muchachos z racji swego położenia (2 396 m. n.p.m.) oraz czystości powietrza (zarówno od zanieczyszczeń jak i od światła) daje rzadko spotykane możliwości wysokiej jakości obserwacji astronomicznych. Więc teleskopów jest tu od licha i ciut, a samo miejsce… cóż, nie znam astronoma, który nie chciałby tu przyjechać :)
Jadę więc powoli do Roque de los Muchachos, czyli w tłumaczeniu Góry Kumpli.
Niedaleko Puntagorda skręcam pod górkę. Można było prosto, ale w sumie dobrze się stało, bo przy drodze pojawiają się kwitnące drzewka migdałowe. Jasnoróżowe kwiatki i cudny zapach. Super!
Dróżka cały czas jest pokręcona, ale gdy zjeżdża się na właściwą drogę do obserwatorium – tu to dopiero są zakrętasy! Cóż, jedynka służy nie tylko do ruszania, choć silnik mam porządny!
Na górze jestem o 10:45, czyli droga zajęła ponad półtorej godziny. Właściwie bez większego zatrzymywania się.

Przed wycieczką zdążyłam zobaczyć tylko LST (Large Size Telescope), który składa się z dwóch teleskopów o zwierciadłach składających się z wielu mniejszych zwierciadeł. A to tylko prototyp. Odbiera promieniowanie gamma.
I stoją sobie te teleskopy niczym nie osłonięte (więc chyba najbardziej widowiskowe), aż dziw, że się to nie porysuje, bo przecież kurz i wiatr tu są. Spróbujcie znaleźć swoje odbicie w jednym z nich! Zabawa jest :)
O 11:30 jestem w punkcie spotkań, przyjeżdża Shiela, nasza dzisiejsza przewodniczka. Shiela mówi po hiszpańsku z silnym angielskim akcentem.
Na początek zatrzymujemy się w miejscu, w którym byłam przed chwilą, czyli na jednym z czterech lądowisk dla helikopterów. Shiela opowiada o teleskopach, nic nowego. I karmi oswojone kruki, które siadają jej na ramieniu i którym wszyscy robią zdjęcia.
Potem w końcu jedziemy do teleskopu. Udało się do dziesięciometrowego (prawie największego) Gran Telescopio Canarias (GTC). Ten właśnie najbardziej chciałam zobaczyć! :) Na górę wszyscy muszą ubrać kaski.
Teleskop jest nieco mniejszy, niż się spodziewałam. I nie można nawet spojrzeć na zwierciadło! Wszystko, co widać to imponującą ponad trzystutonową konstrukcję i kamerę oraz spektrograf (a właściwie ich obudowy).
Shiela nie opowiada nic dla mnie nowego. Co chwilę spogląda na zegarek, nie ma nawet czasu, żeby zadawać jakiekolwiek pytania! Więc w sumie jestem trochę rozczarowana tą wizytą, bo to w sumie dla tego miejsca przyleciałam na La Plamę! I to było kolejne moje wielkie marzenie, zobaczyć największe obserwatorium w Europie!
No ale może to już tak jest z wielkimi marzeniami? Gdy się w końcu spełniają, często nie ma wielkiego zachwytu, bo nie jest tak, jak się spodziewamy. A może człowiek spodziewa się nie wiadomo czego? No ale wulkan mnie nie rozczarował ;) Roque de los Muchachos też zresztą nie, może tylko trochę ta wycieczka… Mam niedosyt!
Więc chcę sobie pooglądać jeszcze teleskopy z najwyższego punktu i różnych innych perspektyw. W planie było też zajrzeć do caldery i przejść się kawałek szlakiem do najbliższego miradora, czyli punktu widokowego.
No ale plany swoje, a życie oczywiście swoje… Od jakiegoś czasu w górze pojawiają się wredne chmury, które rosną i rosną w calderze, w końcu z niej wyłażą i zakrywają częściowo słońce i teleskopy. Pędzę szybko do drugiego punktu, żeby choć coś jeszcze zobaczyć.
Kurcze, lecieć i jechać tyle kilometrów, żeby tu być… Trzeba mieć naprawdę cholernego pecha, przy raptem dwudziestu dniach chmurzastych w roku tu na górze, żeby akurat trafić na jeden z nich… Zła jestem okropnie i rozczarowana… No cóż, druga strona tego medalu jest taka, że pewnie mało kto ma fotki teleskopów z mgłą ;)
Siedzę jeszcze trochę z nadzieją, że coś się zmieni, wracam też do punktu, gdzie jest szczyt, ale nic z tego, w calderze mleko kompletne, więc z widoków też nici kompletne.
Cieszę się jeszcze choć trochę widokiem teleskopów, bo słonko jednak gdzieś się tam przebija… Cóż, może wrócę tu jeszcze w niedzielę rano?
Zjeżdżam już powoli w dół, bo czas po temu najwyższy, jeśli chcę dziś jeszcze coś zobaczyć. Ale jakoś nie mogę się od tych teleskopów oderwać, w końcu to dla nich tu, czyli na La Palmie jestem :)
Zjazd serpentynami nie jest już taki wredny jak wjazd.



Więcej zdjęć z La Palmy i Teneryfy znajdziecie tu:
