Kolumbia i Peru 2017 – 05 – Barajas

Kolumbia i Peru 2017

Szybko szybko

Na lotnisku znów muszę się przelecieć do Terminala 1 po bagaż. Po drodze patrzę na tablice, że lot do Limy jest o 23:55 – godzinę wcześniej niż mój. Czyżby coś zmienili, a mnie to jakimś cudem umknęło? Jeśli tak, to czasu mam prawie nic.
Biegnę więc po bagaż, prowizorycznie się przepakowuję i pędzę do bramek z nerwem, czy aby zdążę, bo w domu nie zrobiłam check-in, bo po pierwsze można było najwcześniej 24h przed lotem, więc nie miałabym i tak gdzie wydrukować, a po drugie miałam nadzieję na miejsce przy oknie.
Gdy dotarłam do bramek okazało się, że ten lot jest lotem Air Europa, a ja mam Iberię. Iberia planowo, ale odlot z Terminala 4 – ten fakt był mi akurat znany, ale myślałam, że tablice wyświetlają odloty ze wszystkich terminali. Najwyraźniej nie. Ufff…

Do Terminala 4 jeżdżą darmowe shuttle buses – niezły to hektar. Terminal 4 jest nowy i ma fantazyjny kształt.
Idę od razu do odprawy, bo choć czasu jeszcze od licha i ciut to chyba już wszyscy się odprawili – przy oknie nie ma szans… :/
Muszę wyjść jeszcze na dwór zaczerpnąć powietrza po tej nerwówce. Szkoda, że tam, gdzie są ławki jest akurat miejsce dla palaczy… Ciężko jest gdzieś usiąść nie chcąc wdychać syfu.

No cóż, żeby nie było zbyt łatwo, to okazało się, że do bramek, z których mam lot trzeba się dodatkowo przemieścić podziemnym pociągiem!
W terminalu kontaktów jest tyle co kot napłakał, więc podłączam się na pustym stanowisku El-Al., żeby móc obserwować bramkę. Ludzie stoją w ogonku dobre pół godziny. W końcu ładujemy się do samolotu.
Miejsce mam najgorsze z możliwych, przy przejściu, więc przez okna nie widzę właściwie nic :/ O spaniu też nie ma za bardzo mowy, tu ktoś chrapie, tam dziecko ryczy, obok się ktoś rozpycha. Ech, a miałam nadzieję się przespać ;)
Pierwszy posiłek to kurczak z ryżem i groszkiem. Tak suchego kurczaka chyba w życiu nie jadłam, marudu marudu ;) Śniadanie było nieco lepsze.